Recenzja „Musimy coś zrobić”: Co powiesz na zrobienie czegoś innego?

Za pomocą Hrvoje Milaković /1 września 20211 września 2021

Sean King O'Grady tworzy klaustrofobiczny horror, który ma wiele obietnic, ale nie spełnia oczekiwań.





We Need to Do Something, debiutancki film Seana Kinga O'Grady'ego, to horror, który można interpretować na dwóch różnych poziomach, choć przebieg może się różnić w zależności od tego, który z nich wybierzesz. Zawiera kilka fascynujących aspektów, ale nigdy nie znajduje sposobu, aby połączyć je w satysfakcjonującą całość jako podstawowy horror, nawet z przebłyskami przerażającej czarnej komedii rzucanymi od czasu do czasu. Z drugiej strony, jeśli operacja jest widziana na bardziej wyraźnie symbolicznym poziomie, zyskuje na sile i skuteczności.

Mimo to ma tendencję do gubienia podstaw, głównie wtedy, gdy dość silna pierwotna metafora ustępuje miejsca mniej fascynującym epizodom przemocy. W obu przypadkach kończy się to tak niezdarną i nieefektywną nutą, że widzowie mogą odnieść wrażenie, że grali w nie O’Grady i scenarzysta Max Booth III. Sensacja spotęgowana zbyt odpowiednim wyborem dla znaczącej muzycznej wskazówki pod koniec.



Film zaczyna się ciemna i burzliwa noc. Rodzina składająca się z rodziców Roberta (Pat Healy) i Diane (Vinessa Shaw), ich nastoletniej córki Melissy (Sierra McCormick) i ich młodszego syna Bobby'ego (John James Cronin) przygotowuje się do zaszycia się w swojej domowej dużej łazience na przejażdżkę zbliżające się ostrzeżenie o tornado. Jak szybko zdajemy sobie sprawę, burza na zewnątrz jest niczym w porównaniu z burzą wewnątrz. Jakiekolwiek dobre dni, które miały miejsce w małżeństwie alkoholika i brutalnego Roberta i znudzonej Diane, już dawno minęły. Melissa martwi się bardziej niż cokolwiek innego o zlokalizowanie swojej kochanki Amy (Lisette Alexis), z którą coś się wydarzyło wcześniej tego dnia.

Nagle gaśnie prąd, słychać straszliwy huk, a gdy burza mija, wydaje się, że tuż za drzwiami łazienki, które teraz można otworzyć najwyżej na kilka cali, spadło drzewo. Rodzina jest teraz praktycznie uwięziona razem, cały pokój zaprojektowany jak bunkier i spodziewany brak jakiejkolwiek mobilnej obsługi. Nieuchronnie nikt się nie pojawia, a gdy godziny zamieniają się w dni, mieszanka gorączki w kabinie i głodu sprawia, że ​​wszyscy są na krawędzi.



Co gorsza, jedyny kontakt Melissy ze światem zewnętrznym ma postać serii coraz bardziej dziwnych wydarzeń, które sugerują, że za wszystko może być winne coś, co zrobiła ona i Amy.

Nie jestem pewien, jak potoczyło się We Need To Cos Coś na stronie, ale przypuszczam, że może to działać na pewnym podstawowym poziomie, gdy cała akcja jest zawarta w oku czytelnika. Przedstawiony w bardziej dosłownym świetle filmu jest znacznie mniej udany. Po pierwsze, rodzice są przedstawiani w tak skrajnych skrajnościach, że zawsze zdajesz sobie sprawę, że para aktorów dokonuje ekstremalnych wyborów, a nie wiarygodne małżeństwo, które wdziera się na siebie, ponieważ nie mają nic innego do zrobienia. Wątek dotyczący Melissy i Amy i ich prawdopodobnych zbrodni jest przedstawiony w sekwencji retrospekcji, które wydają się pochodzić z innego obrazu (nazwanie takiego filmu prawdopodobnie stanowiłoby spoiler), co zbyt często rozprasza napięcie, które narastało w tym łazienka.



Załóżmy jednak, że podchodzisz do historii na bardziej symbolicznym poziomie, wykorzystując sytuację centralną — uwięzienie w zamkniętych pomieszczeniach bez łatwego wglądu w ucieczkę — jako metaforę spędzenia poprzedniego roku w uścisku pandemii, która zmusiła nas do życia w zbyt bliskim sąsiedztwie z bliskimi W takim przypadku film jest niezaprzeczalnie skuteczniejszy i nawet czasami przesadne wybory aktorskie mają w tym kontekście większy sens.

Jednak ta metafora zaczyna się rozgrywać na końcu, a O’Grady i Booth III nie mogą doprowadzić jej do satysfakcjonującego zakończenia. Zamiast tego krew leje się swobodnie w ostatnich minutach w nadziei, że odwróci publiczność od frustrująco niejednoznacznego zakończenia filmu.

Musimy coś zrobić, o czym warto wspomnieć. Wszystkie występy są wspaniałe (postacie grane przez Healy'ego i Shawa mogą nie mieć większego sensu, ale angażują się w swoje role) i jest kilka cudownych momentów czarnego humoru rozsypanych przez cały czas (takich jak widok Roberta przeżuwającego waciki z alkoholem). aby uzyskać bardzo potrzebną poprawkę). Jest też rewelacyjnie skuteczna sekwencja przestraszenia skoku, która okazuje się jeszcze bardziej pomysłowa. Pokazuje również, że O’Grady potrafi wyreżyserować obraz, który działa, zarówno dramatycznie, jak i symbolicznie, nawet jeśli tym razem tego nie robi.

PUNKTACJA: 3/10

O Nas

Aktualności Kinowe, Seria, Komiksy, Anime, Gry