[Recenzja VIFF] „Strawberry Mansion”: słodka dziwność przyszłej przyszłości

Za pomocą Hrvoje Milaković /9 września 202116 października 2021

Urocza, niskobudżetowa osobliwość Sundance autorstwa Kentuckera Audleya i Alberta Birneya wyobraża sobie świat, w którym nasze godziny snu są na sprzedaż.





Powszechnie uważa się, że nie ma nic bardziej nudnego niż słuchanie o marzeniach innych ludzi. To powinno sprawić, że James Preble, nieśmiały, uroczo wąsaty bohater Strawberry Mansion, pechowy właściciel najnudniejszej kariery na świecie. Jest audytorem podatkowym, który w poszukiwaniu ukrytych kosztów musi przesiewać marzenia swoich klientów. W tej ujmująco gotówkowej powieści science-fiction jest to dziwny rodzaj logiki. Osadzona w 2035 roku papierowa-mâché futuryzm i buntownicza analogowa estetyka, a właściwie jej bezsensowność, wzmacnia mglisty, niedorzeczny budowanie świata.

W swoich wątłych ramach Strawberry Mansion stara się wiele osiągnąć, od żartobliwej surrealistycznej farsy po fejską, ponadczasową historię miłosną, czasami ustępując miejsca antykapitalistycznej satyrze skierowanej wprost na współczesność. Jeśli nie trzyma się długo jednego zadania, zamiast przeskakiwać w roztargnieniu między błyskotliwymi myślami i jaśniejszymi obrazami, taka jest natura snów. W badaniu tego, dokąd idziemy, gdy zamykamy oczy, film Audleya i Birneya jest znacznie bliższy irracjonalnemu zaburzeniu The Science of Sleep niż klinicznej architekturze Incepcji. Liczby po obu stronach prawdopodobnie pozostaną niewielkie po premierze w pasmie NEXT Sundance.



Audley, ekscentryczny aktor-filmowiec, powszechnie znany jako człowiek stojący za darmową stroną NoBudge z mikrobudżetami, nie jest znany z bycia konwencjonalnym dystrybutorem. Strawberry Mansion odważnie pokazuje swoją mentalność napraw i zrób, zaczynając od unikalnego, kreatywnego stylu filmowania. Film nakręcony cyfrowo, ale przekonwertowany do 16 mm po montażu, szczęśliwie niesie zdmuchnięte światło i rozmazane ziarno filmu obu technik.

Wydaje się to całkowicie odpowiednie dla zdjęcia z niedalekiej przyszłości, zebranego przez Beccę Brooks Morrin i projektanta kostiumów Macka Reyesa z pomieszanych dwudziestowiecznych dekad mody i wzornictwa przemysłowego. Po pierwsze, tweedowy strój Preble'a z lat 50. kontrastuje z kasetami wideo z lat 80., których używa do przemierzania snów innych ludzi. Tylko ta absurdalna zdolność umieszcza te wydarzenia daleko w przyszłości; w przeciwnym razie to tak, jakby eksplozja atomowa zniszczyła całą technologię postinternetową.



Audley wcielił się w postać Preble'a, przygnębionego kawalera, który nie ma życia poza pracą – z wyjątkiem samotnego objadania się na okrutnie przetworzonego smażonego kurczaka, który pojawia się również w jego koszmarach. Zostaje wezwany do pięknego wiejskiego domu Belli (Penny Fuller), starej ekscentryczki, która spóźnia się kilkadziesiąt lat z wymarzonymi podatkami. Przyjmując jej zaproszenie do pozostania na kilka dni, podejmuje gigantyczne zadanie przesiewania jej biblioteki zapisanych snów, aby ustalić, które z jej nieświadomych myśli żyły w jej głowie bez opłat. W międzyczasie traci serce dla uroczej młodszej postaci Belli (Grace Glowicki), odkrywając błogość, której od dawna szukał w krainie snów, która nie jest nawet jego własnym.

To skomplikowana sytuacja, która wcale nie staje się łatwiejsza, gdy okazuje się, że inne władze mają na celu przestarzałe archiwum Belli – które może ujawnić przerażający korporacyjny spisek, który pozwala agresywnemu marketingowi przeniknąć nawet do niebudzącego się życia ogółu społeczeństwa. Łatwo wyobrazić sobie zgrabny odcinek Czarnego lustra szalejącego z pojęciem reklamy snów jako paranoidalnej alegorii w naszej obecnej epoce udostępniania danych i jej przerażających, natrętnych implikacjach. Pismo Audleya i Birneya nie jest ślepe na te implikacje, ale pozostawia widzom ich rozszyfrowanie, podążając za swoim romantycznym marzeniem.



Preble i Bella są nieustannie rozdzielone czasem i przestrzenią, a także międzywymiarowymi oceanami, w przecinającej się gwieździe przygodzie, która ostatecznie wraca do ich pierwszego spotkania – które okazuje się zamiast tego spotkaniem. Te przemiany wymagają wysokiego poziomu fantazji, zwłaszcza gdy stara Bella (grana przez Fullera z sarkastyczną, śmiertelną przestrzenią) znika na rzecz jej młodszego, maniakalnego wróżki.

W pierwszej rozmowie Preble z Bellą pyta o jej zawód: jej pomieszana, meandrująca odpowiedź przybiera wiele zwrotów akcji, zanim dociera do twórcy środowiska słów, na co Preble jęczy wewnętrznie, zanim zacznie rysować artystę. Twórcy Strawberry Mansion wydają się być w stanie zidentyfikować jako oba.

Nawet gdy ich obraz popycha wyobraźnię do granic możliwości, radosne, ręcznie wykonane wykonanie jego wizji daje radość, w której pojawia się wszystko, od skrzypiących zwierzęcych lalek po 8-bitowe efekty. Jest to obraz z wnikliwą wiedzą na temat funkcjonowania snów, w całej jego anarchistycznej strukturze narracyjnej i okrężnej psychologii, i nie wymaga do tego dużego budżetu na fantazje. Kto w ogóle dał Disneyowi monopol na tworzenie naszych fantazji?

PUNKTACJA: 6/10

O Nas

Aktualności Kinowe, Seria, Komiksy, Anime, Gry