Recenzja „SAS: Rise of the Black Swan”: Prosty i zbyt skomplikowany starter franczyzy

Za pomocą Hrvoje Milaković /27 sierpnia 20216 września 2021

Filmy akcji mają różne kształty i rozmiary. W ostatnich latach bariera między hitami kinowymi a wydarzeniami kaskaderskimi bezpośrednio na wideo zmniejszyła się do zera, a entuzjaści akcji wiedzą, że odpowiedni aktorzy i niewielki budżet mogą znacznie przyczynić się do zapewnienia rozrywki. Więc nie daj się zwieść pozorom: SAS: Rise of the Black Swan może mieć głupią nazwę i drugorzędną obsadę, ale prawie na pewno trafi na kilka list najlepszych filmów akcji z 2021 roku, zanim ten rok się skończy .





Przez lata rząd brytyjski wykorzystywał Czarne Łabędzie, siły paramilitarne, do usuwania oporu w obcych krajach. Kiedy na taśmie widać ludobójstwo, George Clements (Serkis) jest zmuszony do potępienia Łabędzi, prosząc o pomoc agenta sił specjalnych Toma Buckinghama (Heughan) i innych, aby ich potajemnie wyeliminować. Jednak szybko dowiadują się, że przywódczyni Łabędzi Grace Lewis (Rose) przeżyła i planuje śmiertelny atak na tunel pod kanałem La Manche. Buckingham jest uwięziony poniżej ze swoją narzeczoną Sophie Hart (John-Kamen) i musi wyeliminować zagrożenie, zanim Łabędzie – lub rząd brytyjski – uznają straty pasażerów pociągu za dopuszczalne.

Za kulisami są około czterech poziomów intryg politycznych, od premiera (Ray Panthaki) do przedstawiciela Britgaz i najemnika pomiędzy George'em Clementsem (Andy Serkis), majorem SAS-em Bissetem (Noel Clarke) i oficerami SAS Declanem Smithem (Tom Hopper, Dick Tarly z Game of Thrones) i jego kumpel Tom.





SAS: Rise of the Black Swan spodoba się każdemu, kto spędził lata 90. w strefie Action-Adventure swojego lokalnego sklepu wideo. Film ma w swoim DNA wiele Under Siege lub Executive Decisions, z przedłużoną strzelaniną w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, w której występuje bestia stworzona przez zachodnią politykę zagraniczną. Znaczna część filmu odmawia ustalenia wyraźnej emocjonalnej stawki dla publiczności, stawiając przeciwko sobie dwóch socjopatów i wrzucając trzeciego (Heughan’s Buckingham, rozwijający się zabójca, którego jedynym humanizującym aspektem wydaje się być jego ogromne bogactwo) w środku.

Te socjopatyczne tendencje uwalniają film od bardziej tradycyjnych bitów fabularnych — przynajmniej na chwilę. Cywile są bezlitośnie mordowani między wagonami kolejowymi, ale filmowiec Magnus Martens postanawia nie rozwodzić się nad tymi tragediami, zamiast tego podkreśla zawodową beztroskę Toma i jego adwersarzy, demonstrując, jak szybko mordują swoją drogę przez pociąg. Tymczasem Klemens Serkisa działa jak zabójcza ręka premiera, wydając w wielu przypadkach rozkazy otwarcia ognia, nie zważając na ewentualne szkody uboczne. Grace mówi ojcu: Ten rząd jest uzależniony od tego, co dla nich robimy, i nic w SAS: Rise of the Black Swan nie sugeruje inaczej.



Najbardziej widoczną przynętą filmu są Heughan, Rose, Serkis i Hopper, którzy grają na swoich mocnych stronach jako gwiazdy akcji na małym (i dużym) ekranie. Rose jest fantastyczna jako zły facet, kierując się tą samą szybką brutalnością, którą wniosła do drugiego filmu Johna Wicka. Tymczasem występ Serkisa ma nutę Johna Hurta, a aktor ujarzmia znaczną praworządną siłę zła tylko z majestatycznymi wąsami i kieliszkiem szampana. Jedynym prawdziwym przegranym jest John-Kamen, który pomimo tego, że zasługuje na przełomową rolę, wydaje się być postrzegany wyłącznie jako osobliwość dla rozwijającej się amoralności Buckinghama w SAS: Rise of the Black Swan.

W rzeczywistości wygląda na to, że wszyscy dokładają tu wszelkich starań, z wyjątkiem reżysera Magnusa Martensa. Wygląda na to, że pomimo klątwy na banalny scenariusz, nadal nie jest w stanie wprowadzić żadnego poczucia autentyczności, humoru, podekscytowania ani dramatu do filmu akcji ze świetną konfiguracją. SAS: Rise of the Black Swan to bardziej program telewizyjny niż film i na każdym kroku wydaje się niekinowy – zbyt czysty, zbyt mdły i zbyt tani, by kiedykolwiek dorównać chłopięcemu zawadiace książki.



W ostatnim akcie duża scenografia pokazuje, gdzie poszły wszystkie pieniądze (jeśli nie na pensję Andy'ego Serkisa). Mimo to można było lepiej spędzić czas na dopracowywaniu drobnych szczegółów, poprawianiu scenariusza i produkowaniu lepszej roli dla wszystkich aktorów, którzy zasługują na znacznie więcej w swoich życiorysach.

Ale gdy wszystkie elementy są już na swoim miejscu, SAS: Rise of the Black Swan dostarcza towar, a Tom nokautuje terrorystów i ratuje zakładników głęboko w tunelu pod kanałem La Manche, koordynując z towarzyszami po drugiej stronie podczas negocjacji z dzikim złoczyńcą Rose. SAS: Rise of the Black Swan uderza we wszystkie właściwe akordy przez mniej więcej godzinę w środku.

SAS: Rise of the Black Swan wydaje się być nadchodzącym filmem akcji przez większość czasu trwania. Były żołnierz i samozwańczy socjopata McNab jest podobny do Toma Clancy'ego z Wielkiej Brytanii, a narracyjna adaptacja Laurence'a Malkina wydaje się bardziej wiarygodna niż większość thrillerów.

Heughan jest doskonały w roli Johna McClane'a, który SAS: Rise of the Black Swan stara się przedstawiać jako żołnierza skręconego przez przemoc, a nie świata oddalonego od psychopaty Rose. Kulminacyjne sceny między tymi dwoma prawie osiągają głęboki, mały moment, ale pozostawiają okropny smak w ustach.

Nawet fantastyczne obrazy z dronów Paryża i Majorki nie zdołają ocalić kulminacyjnych sekwencji między Heughanem i Johnem-Kamenem, które są czystą pomyłką. Wystarczą, aby zepsuć to, co wcześniej było napiętym i ekscytującym filmem akcji, i przechylić szalę zwycięstwa SAS: Rise of the Black Swan na negatyw po upadku kulminacji między bohaterem a złoczyńcą.

Film jest krótki ze względu na ten ostatni składnik. SAS: Rise of the Black Swan przedstawia przez większość czasu pole bitwy bezlitosnych rządowych zabójców. Jednak Martens i scenarzysta Laurence Malkin wydają się wiedzieć, że widok funkcjonariuszy rządowych otwierających ogień do tłumów w miejscach publicznych może być trudny do sprzedania widzom na poranek. Buckinghamowi wybaczono – a przynajmniej wybaczono – w oczach swoich bliskich, a jawne potępienie kompleksu wojskowo-przemysłowego kończy się nutą przemocy dronów przedstawianej jako waleczność. Nie jest to zakończenie, na które liczyliśmy, ale w tym przypadku podróż niejako rekompensuje bezpieczne zakończenie.

PUNKTACJA: 5/10

O Nas

Aktualności Kinowe, Seria, Komiksy, Anime, Gry