Recenzja „Free Guy”: kolejka górska z niezrównaną słodyczą i zabawą

Za pomocą Robert Milaković /23 sierpnia 202123 sierpnia 2021

Free Guy jest niezwykle smaczny jak na zdjęcie, które nie ma ani jednego świeżego pomysłu w swoim ciele. Ale dobro nie jest właściwym słowem. Galaktycznie pochodna komedia akcji Shawna Levy'ego łączy elementy z filmu LEGO, The Truman Show, One Live!, Matrix, Ralph Demolka, Ready Player One i mnóstwa innych filmów, aby stworzyć film, który kończy się stosunkowo spokojnie ale ma niepokojący brak skupienia. Ale, podobnie jak — a może właśnie z powodu — swojej gwiazdy, Ryana Reynoldsa, film od czasu do czasu zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Jej cynizm staje się atutem w najlepszym wydaniu.





Reynolds gra Guya, kasjera w niebieskiej koszuli, który, choć nie zdaje sobie z tego sprawy, jest NPC (postać niegrywalna) w niezwykle popularnej grze wideo Free City. Kiedy bank, w którym pracuje, jest ciągle rabowany, jego głównym celem jest szukanie schronienia. Jego najlepszy przyjaciel, Buddy, grany przez Lil Rel Howery, jest ochroniarzem, który każdego dnia robi to samo, leżąc twarzą w dół na podłodze banku i swobodnie rozmawiając). Z drugiej strony, zamiast robić to, co mu kazano, Guy bierze jeden z ciemnych okularów złodziei i odkrywa, że ​​ujawniają one cały wszechświat unikalnych mocy, ścieżek i innych gadżetów z gier wideo. Pozwalają mu przemierzać i przekształcać swoją rzeczywistość w nieoczekiwany sposób. Innymi słowy, zaczyna się wyrywać ze swojej indoktrynacji.

Wkrótce gracze w prawdziwym świecie zaczynają zauważać Guya i podejrzewać, że jest on albo innym graczem przebranym za NPC, albo że manipuluje nim haker. Jednak prawdziwi programiści Keys (Joe Keery) i Millie (Jodie Comer) zaczynają kwestionować, czy Guy jest sztucznie inteligentną postacią, jaką zawsze sobie wyobrażali: postacią wygenerowaną komputerowo, która może się rozwijać, uczyć i stać się tak naprawdę samoświadoma. że może zaprojektować własny kurs.



Millie, która grasuje w Wolnym Mieście jako Dziewczyna Mołotowa, awatar przypominająca Trójcę, nawiązuje romantyczny związek z Guyem; W międzyczasie wdaje się w tajną walkę z irytującym technologicznym bratem Antwanem (Taika Waititi), dyrektorem generalnym firmy sprzedającej Wolne Miasto, który być może przeszukał kod w poszukiwaniu znacznie bardziej pomysłowej, ale słabszej platformy.

Istnieje tutaj koncepcja, w jaki sposób jednostka może uwolnić się od różnych ograniczeń społecznych, które wydają się z góry determinować jej los – rasa, klasa, płeć i tak dalej. Kiedy inni gracze komplementują skórę Guya i pytają, skąd ją zdobył, Guy jest jednocześnie oszołomiony i schlebiony. Niemniej jednak Ryan Reynolds – ze wszystkich ludzi – wydaje się żartować. — przez większą część dekady Hollywood gorączkowo usiłuje zrobić z niego gwiazdę filmową, a on zaczął symbolizować to dojrzewanie.



Z drugiej strony Reynolds dobrze pasuje do tej roli. To, co powstrzymywało go we wczesnych latach, kiedy wydawało się, że przeskakuje z jednego niesprawnego pojazdu do drugiego, była warstwą nieszczerości, która przenikała każdą linijkę zdania, gestu i spojrzenia. Jego występy były dla nich zimne, a nawet psychopatyczne. (Dlatego przede wszystkim był genialnym Van Wilderem, ale katastrofą jako Zielona Latarnia.) Dlatego też filmy takie jak Mississippi Grind i Deadpool, które znakomicie wykorzystywały jego egzystencjalną nieszczerość, ogromnie skorzystały z jego obecności. Naprawdę wyróżnia się graniem postaci złożonej wyłącznie z jedynek i zer; jego przebudzenie jest raczej pragmatyczne i technologiczne niż emocjonalne. Brak głębi faceta jest akceptowalny, ponieważ nie jest on prawdziwą osobą.

Robotyczna charyzma Reynoldsa nadaje filmowi chichot, który sprawia, że ​​wydaje się bardziej inteligentny niż jest. Nawet pod koniec filmu, kiedy zaczyna swobodnie obcować z postaciami Disneya lub Foxa, można wybaczyć myślenie, że jest to satyryczne. Powiedzmy, że Space Jam 2 jest bardziej szczery. Tymczasem historia miłosna z udziałem Millie i Keys jest prowadzona tak niezdarnie, że przez chwilę można by pomyśleć, że film kpi ze standardowych romantycznych wątków Hollywood. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że dajesz Free Guy o wiele za dużo. Mdła jakość filmu nie jest komentarzem do niczego; po prostu tam jest.



Reynolds przypisuje się temu, że sprawia, że ​​jest to zabawne, ale obserwowanie nikogo przez więcej niż kilka godzin staje się nużące. W Free Guy znajdują się fragmenty intrygującej opowieści o przebudzeniu Guya, która pozwala mu wpływać zarówno na ludzi w prawdziwym świecie, jak i na innych NPC w Free City, aby zdali sobie sprawę, że życie to coś więcej niż tylko udział w planach innych ludzi. Jednak prawie patologiczny brak pomysłowości wizualnej reżysera Levy'ego zapewnia, że ​​wszelkie istotne tematy zostaną stłumione. Jak zrobić film o przebudzeniu się do nieograniczonych możliwości istnienia – o odkrywaniu ukrytych zdolności i ruchomych granic własnej rzeczywistości – tak nudnym i nieatrakcyjnym filmowo?

Wydaje się, że główne credo Levy’ego nie podejmuje żadnego ryzyka pod względem estetyki. Jednak Free Guy ma być filmem o ryzykowaniu. Jeśli po drugiej stronie czwartej ściany nie ma nic, jaki jest sens jej przełamywania?

PUNKTACJA: 8/10

O Nas

Aktualności Kinowe, Seria, Komiksy, Anime, Gry